Od urodzenia stosowaliśmy pieluchy najpopularniejszej firmy, jaka jest dostępna w Polsce. Matce wpadł jednak do głowy pomysł, że może by tak kupić inne pieluchy tej samej firmy, których reklama pojawia się średnio z 5 razy dziennie w telewizji. Jak postanowili, tak też zrobili i po dwóch dniach Zosiakowa pupa była odparzona do granic możliwości. Patrząc na to, autentycznie miałam łzy w oczach. No i zaczęliśmy tą nierówną walkę z odparzeniami. Najpierw w ruch poszły posiadane przez nas kremy: Bephanten, Linodrem Plus z pantenolem, Linomag, jednak sytuacja się nie poprawiała. Z każdą kolejną godziną było coraz gorzej. Odparzenia zaczęły robić się zaognione, pojawiały się nowe miejsca zapalne, a na nich takie niewielkie grudki wypełnione płynem. Mojej rozpaczy nie było końca. Martwiłam się moim Zosiaczkiem, czy ją to boli, czy jechać natychmiast do lekarza, czy może zastosować inne metody leczenia. Dałam sobie jeszcze jeden dzień - jeśli nie zauważę poprawy - natychmiast LEKARZ!
Najskuteczniejsze okazały się domowe sposoby, które stały się naszą ostatnią deską ratunku. Przede wszystkim wietrzyłyśmy, wietrzyłyśmy i jeszcze raz wietrzyłyśmy. Praktycznie jeden dzień byłyśmy bez pieluchy, bo wietrzenie pupy jest przy odparzeniach bardzo ważne. Zmienione odparzeniami miejsca przemywałam roztworem nadmanganianu potasu, który okazał się strzałem w 10! Już po pierwszym przemyciu, pęcherzyki zniknęły i pojawiły się takie malutkie strupeczki - znak że zaczyna się goić. Pupę sypałyśmy mączką ziemniaczaną, a zakładając pieluchę smarowaliśmy sudocremem. Dziś Zosiakowa pupa jest już prawie idealnie zagojona, jednak, żeby problem nie wrócił odpuszczamy naszą jutrzejszą cotygodniową wizytę na basenie i mówimy stanowcze NIE nowym pieluchom :)
Dobrej nocy!